Jeśli mogę wrzucić dwa słowa od siebie o tym ciekawym subarowym zwyczaju... Pamiętam jak jadąc 3 lata temu naszym pierwszym Forkiem, z szanownym małżonkiem, zobaczyłam jak machnął ręką mijającemu nas wtedy srebrnemu subaru ( bodajże ) legacy. Pytam zdziwiona "kto to był?" - bo byliśmy w "moim" mieście, więc nie spodziewałam się, że będzie kogoś tu znał. Odpowiedź padła - " A nie wiem." Więc ja jeszcze bardziej zdziwiona drążę temat i mój jakże szanowny małżonek objaśnił mi, że Subaru to samochód dla "wybrańców" i nie jeżdżą nim byle buraki a'la BMW ( ). A ponieważ dodatkowo to wąska grupa ludzi ( szczególnie w porównaniu do liczby BeEmEk jeżdżących po drogach ) to jest taki zwyczaj, że kierowcy Subaru pozdrawiają się wzajemnie na drogach. Powiem szczerze, że naprawdę mnie ten zwyczaj urzekł. Oczywiście sama zaczęłam stosować się do zasady. W mniejszych miejscowościach zawsze mi odpowiadano. Gorzej w Warszawie - przez ostatnie lata namnożyło się w stolicy Subaraków, szczególnie Foresterów wolnossących, bo jak już nie raz słyszałam od znajomych, na etapie "pierwszego pisklęcia" - myślą o Foresterze , bo " to taki bezpieczny, rodzinny samochód" . No i cóż... w związku z powyższym, nie każdy orientuje się, że Subaru ma pewne zasady i w stolicy często kierowcy nie odpowiadają na pozdrowienie. Szczególnie babeczki w dojrzałym wieku i dziadki za kierownicą Foresterów 2013 + . Światłami raczej nie mrygam, z prostego względu - jak jadę nocą po mieście, to bardzo skupiam się na jeździe, bo zazwyczaj zapier***** Ale za dnia, szczególnie jak sobie stoję elegancko w koreczku to chętnie machnę rączką. Takie moje dwa słowa.