Nie wierzę, że można Hamiltona tytułować kierowcą epoki, dekady czy wszech czasów.
Hamilton przez większość kariery miał szczęście do dobrych samochodów i słabych kolegów z zespołu. Button czy Rosberg, którzy nie uchodzą za kierowców wybitnych potrafili go wyjaśnić w równorzędnym sprzęcie. W tym sezonie tego samego dokonał Russel.
Zupełnie inaczej zdobywa się tytuły jak ma się bolid, który po odkręceniu palnika jest o sekundę szybszy na okrążeniu (Turcja 2020, Brazylia 2021 żeby wspomnieć historię najnowszą) i jak się ma kolegę z zespołu, który w nocy budzi się z krzykiem bo słyszy przez sen "Valtteri, it's James", a zupełnie inaczej w równorzędnej walce w wyrównanej stawce. Dlatego dla mnie tytuły Alonso, Vettela, czy nawet ubiegłoroczny tytuł Verstappena, o Sennie, Proscie i innych nawet nie wspominając mają o wiele większy ciężar gatunkowy niż 6 wazonów Lewisa wyjeżdżonych w Mercu.
No i pamiętajmy, że na korzyść Hamiltona działa punktacja, w erze jego największych sukcesów różnica między pierwszym a drugim miejscem to aż 7 punktów, a między pierwszym a trzecim to aż 10 punktów. W dobie super niezawodnych bolidów jest to nierzadko różnica nie do odrobienia.
W obecnej stawce jest przynajmniej kilku zawodników, którzy w równorzędnym sprzęcie byliby w stanie objechać Lewisa. Tym bardziej, że jak pokazał ten i ubiegły sezon Lewis nie radzi sobie najlepiej z presją i świadomością, że coś nie idzie po jego myśli.