Wszystko zaczęło się jeszcze w ubiegłym roku, kiedy po raz pierwszy zaświeciła się kontrolka pozycjonowania świateł.
Jakiś czas był spokój, potem coraz częstsze zapalanie się, aż w końcu na początku tego roku dokonaliśmy wymiany tylnego czujnika zawieszenia (ciąg dalszy dalej).
Ok. 3 miesiące temu po dosyć szybkim wjechaniu w kałużę rozświetliła się znowu deska rozdzielcza (tym razem innymi kontrolkami).
Po krótkiej wizycie w ASO, błędy w komputerze zostały skasowane (nie wykryto dlaczego się pojawiły), opłata za podpięcie do komputera została pobrana, a właściciel samochodu był znowu szczęśliwy.
Ale tylko przez 2 tygodnie kiedy identyczny problem powrócił.
Kolejna wizyta w ASO - diagnoza to czujnik wałka rozrządu (który to rozrząd był wymieniany jakieś 15kkm temu, czyli przy ok. 100kkm).
Dla pewności wizyta w innym ASO - ta sama diagnoza, czujnik został wymieniony.
Minął miesiąc, nagle w ubiegłym tygodniu - identyczna choinka z kontrolek, wizyta w ASO.
Diagnoza... drugi czujnik wałka rozrządu :/
Do tego ciekawostka - w jednym ASO twierdzą że tych czujnik jest 4, w innym że tylko dwa.
Na razie decyzja żeby nie wymieniać bo zaczyna to być trochę podejrzane.
2 dni temu - zapala się znowu kontrolka pozycjonowania świateł...
Surprise, surprise - pada przedni czujnik zawieszenia...
I teraz niech mi ktoś powie - jakie jest prawdopodobieństwo żeby w przeciągu miesiąca padły 2 czujniki wałka rozrządu, a w przeciągu 4-5 miesięcy dwa czujniki zawieszenia?
Zastanawiam się czy nie poszukać na forum jakiegoś dobrego serwisu nie-ASO w Wawie (takiego w którym nikt nie zerknie mi w historię serwisowania i nie zobaczy co już było wymieniane, a co nie) i nie podjechać na oględziny "stanu zero".