E tam, finansowych... Kiedyś też miałem taki problem. To było na początku 2012 roku.
Miałem Nikona D80 z kilkoma szkłami (Tokina 12-24/4, Tokina 28-70/2.8, Nikkor 50/1.8, Nikkor 28/2.8, Nikkor 70-300/3.5-5.6, Tamron 90/2.8 macro), ale ciągnęło mnie do FF. A jak najtaniej spróbować FF? Ano sprawić sobie analogowe body pasujące do posiadanej aktualnie szklarni. Zacząłem czytać analogowe wątki na forum nikona (z kultowymi "Analogowymi Ortodoksami" na czele) i kupiłem F90x, a za chwilę F5. Krótko mówiąc, w cenie pasztetu kupujesz body, na którego widok jeszcze nie tak dawno śliniła się większość fotografów - czuć, że jest to kawał porządnej, precyzyjnej mechaniki, nie to co produkowany dzisiaj szmelc. Dźwięk migawki i przewijania filmu przyspiesza bicie serca. I masz FF, jesteś w stanie zaobserwować na własne oczy czym różni się od DX. Wywoływanie filmów można zlecić, ale więcej radochy sprawia wywołanie ich samemu. Po chwili praktyki można wołać nawet slajdy we własnej wannie - i wcale nie jest to takie trudne
Po chwili zabawy z analogami (czyli pierwszym kontakcie z FF) zapada decyzja - kupujemy cyfrę FF. Ale budżetu na nowe body nie ma, więc idziemy w najtańszą z używek - C5d mkI, za którego dałem wtedy ok 4kpln. Pieniądze pozyskałem ze sprzedaży całego sprzętu Nikona, ale kupując Canona dostałem gratis możliwość współpracy z niesystemowymi szkłami przez przejściówki (co w nikonie jest utrudnione). Za stosunkowo niewielkie pieniądze kupuję manualne szkła Zeissa z systemu Contax/Yashica (uwielbiające pełną dziurę, tryskające newrowym bokehem), których razem z tym body używam do dziś i niczego więcej (do body FF) mi nie potrzeba.
Moim zdaniem, to nie jest kwestia budżetu, a zmuszenia się do zrobienia kroku naprzód.