Też mi taki scenariusz najbardziej odpowiada. Choć jestem kibicem Loeba, to już wystarczy jego jazdy w RMŚ. Bardzo fajnie by było, gdyby odszedł niepokonany. To tak w nagrodę za napisanie niezłego kawałka historii. W tym sporcie nie musi już nic więcej udowadniać. Wygrywał jako debiutant w pełnym sezonie fabrycznym, wygrywał z największymi w historii tego sportu, a także z młodymi gniewnymi. Wygrywał na asfalcie, szutrze i po raz pierwszy spoza Skandynawii na śniegu. Poustanawiał rekordy, o które będą pytać nasze dzieciaki, zastanawiając się kto to ten Loeb i dlaczego nikt go do tej pory nie przeskoczył.
Niech się teraz chłop w F1 sprawdza. Wstanę choćby o 4 rano, żeby taki melanż obejrzeć