Skocz do zawartości

Rezysstor

Nowy
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Ostatnia wygrana Rezysstor w dniu 26 Stycznia 2015

Użytkownicy przyznają Rezysstor punkty reputacji!

Profile Information

  • Płeć
    mężczyzna
  • Skąd
    Warszawa
  • Auto
    Forek Comfort
    Benzyna 150 krów
    2011

Osiągnięcia Rezysstor

..:: Świeżynka ::..

..:: Świeżynka ::.. (1/13)

14

Reputacja

  1. Te patelnie na atrapie są bez sensu, pomijając fakt, że utrudniają chłodzenie motorka płaskiego jak krowi placuszek, to przede wszystkim są nieprzydatne podczas jazdy w terenie, zwłaszcza w wyższej trawie. Jeżeli chodzi o wiejski tuning, jest O.K. ale jedynym sensownym oświetleniem przeprawowym, czy jak zwał, terenowym, są reflektory mocowane na dachu z szerokim kątem świecenia. Wjeżdżasz w trawę i nic nie widzisz, a czy w terenie rozwijasz naddźwiękowe prędkości, że potrzebujesz oświetlenia na dłuższym, niż fabryczny dystansie ? Nic się tu kupy nie trzyma, poza muchami.
  2. Nic się nie gotuje, nic nie świeci, może nie ma czujników ale przejechałem ponad 240 tys i nic
  3. Przebiegły pieniek czaił się niewidoczny w poszyciu ale wezmę sobie do serca rady , to może rzeczywiście jeszcze trochę pojeżdżę Pozdrawiam serdecznie
  4. A wziąłeś pod uwagę różnice temperatur powietrza, ciśnienia opon, zachmurzenia, faz księżyca ? Ze statystycznego punkltu widzenia, przy 2 próbach, masz odchylenie standardowe w okolicach pierdyliona procent. Po Ramie mam fynfcyś procent ! Oczywiście zachowane były podobne warunki, a nawet wszystko działo się na przestrzeni paru godzin, w słoneczny, bezwietrzny dzień.. W rzeczywistości wykonałem po kilka testów z minimalnymi zmianami położenia samochodu na podjeździe, tak, że wydaje mi się wszystko dość prawdopodobne. Miałem też subiektywne wrażenie, że na nowym silnik pracuje ciszej i lżej. Co do różnic w tarciu, to podkreślam, że na fabrycznym oleju samochód się zbierał, ale zdychał wydawało mi się jednak, że wiele już nie potrzebowałby, by ruszyć ruszyć – cudów nie ma oleje są jednak porównywalne? Może gęściejszy olej zmienił minimalnie pracę rozrządu, chociaż słyszałem, że nie ma tam hydraulicznych popychaczy? Nie wiem, było jak opisałem, a wszystko działo się na niedotartym silniku. Potraktujcie to, jako ciekawostkę, której nie będę bronił do upadłego – mój model tak ma! Z zalecanymi olejami miałem jednak pewne doświadczenie, tym razem ze skrzynią biegów w innym samochodzie. Po przejechaniu ok. 60 tys. km wymieniłem fabryczny olej na jakiś Motul i nadal było dobrze. Tymczasem po paru dziesięciu tysiącach kilometrów, zaczęło się ciężkie wchodzenie dwójki, a później jedynki i trójki. O wy dziady pomyślałem, zatupałem i wykląłem żółtych, co mnie w maliny wpuścili tą legendą o ichniej niezawodności! Pozostało jednak pytanie, – co robić? Kasy nie ma, do serwisu jak pojadę, to mi powiedzą, że skrzynia do wymiany, albo zaczną coś paprać, że na chleb nie zarobię, słowem kupiłem flaszkę, by temat przeanalizować do dna. Intuicja jednak podpowiadała mi, że to nie awaria, więc kupiłem najrzadszy, syntetyczny olej do skrzyni (75w/75 albo 75w/80 nie pamiętam dokładnie), a było tego ponad 4 l. Bez większej wiary, ale za to z czystszym sumieniem ruszyłem z nowym olejem w skrzyni i…….. Wszystko zaczęło działać bez zarzutów, ku rozpaczy ewentualnych serwisów! Tak, więc nie wiem, o co chodzi, ale skoro działa, to dzielę się z Wami moimi doświadczeniami.
  5. Kiedyś nakleiłem twardą gumę, grubości 2 cm, na fabryczną plastikową osłonę silnika ( Renault Scenic). Żonka patrzyła na mnie, jak na debila, kiedy to robiłem bo wiadomo, że baby mają certyfikat na mądrość, potwierdzony czerwoną pieczęcią na podpasce. Po paru dniach, wracając z Helu, wyskoczyłem w Malborku w powietrze, czterema kołami na jakiejś skoczni z asfaltu, na odcinku robót drogowych. Lądowanie nie było miękkie, plastikowa osłona została zdemolowana, zdarty został lakier na dolnej krawędzi przedniego i tylnego zderzaka ale być może moja guma uratowała silnik i skrzynię przed rozpryśnięciem się. Paskudne uczucie, tak lecieć i jeszcze poczuć twarde walnięcie w podłogę – strach wychodzić i sprawdzać. Tak więc przy jednorazowych kolizjach, taki patent się może sprawdzić i nawiasem stosuję go nadal, choć już szczęśliwie nie w Renault, tylko w normalnym samochodzie. Tylny most, skrzynię i silnik w innym samochodzie, też mam opancerzony kawałkami takiej gumy, zafiksowanej długimi metalowymi opaskami lub częściowo przyklejonymi klejem poliuretanowym i myślę, że jedno pieprznięcie w kamień wytrzyma .
  6. Jedno jest pewne, że mam jakąś wersję Comfort z 2011 r. z salonu, silnik benzynowy też , jakiś tam wsadzili, ma wspomniany reduktor śmiechu warty, ksenony mijania, kupę szkła na dachu, kamerę cofania, tempomat, przycisk systemu stabilizacji toru jazdy, podgrzewane przednie fotele, skórę na kierownicy i na dźwigni zmiany biegów, relingi, a co jeszcze to nie wiem, bo jeździ tym baba z racji przyspieszeń i osiąganych prędkości. Nawiasem żre też olej, bo ostatnio dolałem jakiś litr ale to nie wada, bo legenda głosi, że silniki sportowe tak mają, więc mam pocisk na kółkach. Mam też dwie rurki wydechowe ale wiemy, że to propaganda, bo odchodzą od wspólnego pnia, tak że pic i fotomontaż potwierdzony hańbą na światłach, jakby który tam chciał się ścigać. Co do naszego testu na podjeździe, to zabiłeś mi ćwieka, bo albo ja mam o jedną krowę mniej w tym płaskim jak placek na pastwisku motorku, albo masz podjazd do garażu bardziej płaski niż mój, ewentualnie mi się popieprzyło i nie włączyłem reduktora ? Nie ważne ale przy zachowaniu takich samych warunków, na oleju fabrycznym zdechł, a na wymienionym na 5w/40 pojechał – mój test wydaje się więc sensowny .
  7. Wierzyłem w przewodnią rolę partii, a nawet w instrukcje wymiany oleju po 30 tys. km, tylko z realizacją zawsze miałem problemy. Pomyślałem sobie, że może w tym nówka sztuka silniku, zalanym najlepszym, fabrycznym olejem, bo dopasowanym do jego specyfiki, pływa jakiś żółty pająk, co sobie tam kryjówkę upatrzył, nie wspominając o piachu z formy odlewniczej, czy opiłków z docierania? A jak tam, któremu z tych składających toto do kupy, jaka szczęka wypadła ze zdziwienia nad tym, że ludziska to kupują, a tu linia idzie do przodu i już montują do bryki, więc jak tu wyciągnąć szufladę z bloku silnika? Postanowiłem, więc samodzielnie wymienić olej, po przejechaniu tysiąca kilometrów, ale przy okazji zrobić eksperyment. Postawiłem rozgrzany samochód na podjeździe do garażu, włączyłem reduktor, włączyłem bieg wsteczny i powoli puściłem sprzęgło – okazało się, że silnik zgasł, nie dał rady pokonać obciążeń. Wymieniłem fabryczny olej z przebiegiem tysiąca km. na kupiony 5W/40 markowej firmy, ale bez ekscesów cenowych. Pozostawiłem chytrze fabryczny filtr oleju, zachlastany jeszcze tym samym preparatem, co cały silnik i okolice, a nawet posunąłem się do takiej podłości, że odkręcałem śrubę spustową kluczem przez szmatę, by gwarancji nie utracić za taką samowolę! Kontynuując eksperyment, ponownie stanąłem z rozgrzanym silnikiem na owym miejscu na podjeździe, znowu reduktor, znowu wsteczny, sprzęgło powolutku i………. kurde jadę, silnik nie gaśnie! Wniosek wydaje się prosty: fabryczny olej ma kupę zalet z przewagą kupy, jednak zalany nim silnik ma w sobie tyle oporów, że nie jest w stanie ruszyć samochodu bez dodawania gazu. Olej o innych niż zalecane parametrach, bardziej gęsty jest i tak o niebo lepszy od fabrycznego, bo obniża tarcie wewnętrzne w silniku na tyle, że samochód rusza bez dodawania gazu w identycznych warunkach, co gasł na dedykowanym mu oleju. Kto nie wierzy, niech leci do salonu, wyjeżdża na podjazd i bada sprawę, a dam sobie uciąć paznokieć, że wyniki będzie miał podobne? Inne oleje w mojej Subarynie też nie napawają mnie entuzjazmem, nie dla tego, że złe, tylko, że ich nie ma! Wiecie jak to jest na przeglądach gwarancyjnych: sadzają Cię w fotelu, odnung mus, zain, ales srales i takie tam światowe klimaty, bylebyś na halę nie właził, jak chłopaki tam już kopnęli w oponę i teraz gawędzą o tym ile, który może. Ty drogi kliencie autoryzowanego serwisu też możesz, więc wyskakuj z kasy za przegląd, czyli miesiąca siedzenia na kasie w markecie. W efekcie nikt nie sprawdził, czy mam olej w tylnym moście, chociaż się czepiam, bo może dwa kieliszki tego tam by znalazł. Forek czuł widocznie ten niedobór i zasygnalizował mi swój problem pojawiającym się coraz częściej czerwonym napisem, że mu się grzeje dyferencjał, choć szczęśliwie był zimny. Postanowiłem znowu nie fatygować mędrców z serwisu autoryzowanego, tylko zabrałem się za odkręcanie dodatkowej pancernej osłony tylnego mostu, by dobrać się do korków oleju i sprawdzić, co jest grane. Okazało się, że chłopaki zakładając blachę, urąbali wtyczkę wchodzącą do tylnego mostu, więc czujnik pracował na drucianym włosku, który też się w końcu urwał i pojawiło się czerwone na wyświetlaczu, że halt z procesją! Po odkręceniu korka wlewu, nie wylazła nawet mrówka z mojego dyferencjału, a wsadzony palec nie natrafił na nic śliskiego, choć penetracja trwała długo. Palec był tłusty, ale nie kapało z niego nic – może za krótko to robiłem? Tak, czy siak wpompowałem tam dwie ruskie specjalne strzykawki oleju i aż się boję sumować ile tego było, bo wyjdzie, że jedynym lubrykantem było tam japońskie powietrze? Tamtejsi robole piją widocznie sake, a ta, choć słabsza od siwuchy, to jednak wali ich w te słabsze łby i pracują jak u nas za komuny. Serwisy moi kochani trzeba sobie umieć dobrać, tak, jak ja! Owszem, nie sprawdzą Ci czy żółty zalał most olejem, ale upierdzielą wtyczkę, byś w ostatniej chwili sam się skapował, że lecisz na tłustej plamie z dna dyferencjału. Złego słowa nie dam powiedzieć na mój autoryzowany serwis przy salonie, bo takiej precyzji nie mają żółci, a nawet górale szwajcarscy, od sikorów, by tak wycyrklować tyle błędów, by w konsekwencji dało to sygnał użytkownikowi, by dolał oleju! Wiecie jak to niby jest, że te dwa minusy się znoszą i dają plus – oto mój serwis, ale nie powiem gdzie, bo przejeżdżam tamtędy codziennie i nie chciałbym mieć zakorkowanych Wami dróg wokół tej Mekki.
  8. Osłony na silnik + most, czyli jak wyrwać zderzak, utrudnić serwis, a nawet go sobie załatwić. Mam swoje teorie i doświadczenia, więc moja Subaryna Forek wyjechała z salonu opancerzona od spodu. Wiadomo, że Subaryna, a zwłaszcza serwis, to kosmiczna technologia, połączona z magią, czyli rzecz zazdrośnie strzeżona przed okiem klienta, więc nie widziałem, co mi czynią wesołe chłopaki z młotkami w ręku. Nawiasem dziękujcie serwisom, że nie pozwalają Wam patrzeć, co oni tam wyprawiają z naszymi cacuszkami, zwłaszcza, jak się zuchy uczą zawodu i jeszcze nie wiedzą dokładnie, gdzie tym młotkiem przypieprzyć, bo zeszlibyście na zawał. Tak, więc owym nówka pancernikiem wjechałem w krzaki i nadziałem się delikatnie na pieniek ściętego drzewa, słowem luzik, bo mam blachy, więc takie pniaki to mi mogą skoczyć. Coś mnie jednak tknęło, a podejrzewam o to Forka, że zagadał do mnie telepatycznie! Wyszedłem w te pokrzywy i patrzę pod spód mojego pancernika i widzę, że pancerz wchodzi pod dolny brzeg zderzaka przedniego, który wystaje na jakieś dwa centymetry, tworząc przy cofaniu idealną gilotynę dla mojego pniaka. Szanując geniusz autoryzowanego serwisu, sprawdziłem jednak organoleptycznie, czy mój zderzak wytrzyma ścinanie górnej krawędzi pnia podpierającego teraz mój pancerz i wyszło mi, że element o wytrzymałości opakowania po jogurcie, raczej ani nie zetnie, ani się nie odkształci, tylko zostanie jak szmata na pniu, jak włączę wsteczny. Wykaraskałem się z tej opresji, podkładając patyk tak, by zderzak nie zahaczył o pień i…… wypchnąłem moje cudo, czym zmniejszyłem nacisk na pień oraz zwiększyłem prześwit ( ważę ponad setę). Wróciłem do mojego dealera i jego autoryzowanego serwisu, by stoczyć początkowo jałową dyskusję nad moim wydumanym problemem aż w końcu szef tego bajzlu skapował, że wiem, o co mi chodzi. W efekcie zmieniono ułożenie pancerza i zajmuje on pozycję pod dolną krawędzią zderzaka przedniego, pokrywając go od spodu, co umożliwia swobodne ześlizgiwanie się z przeszkody lub wycofanie z zaspy, bez urwania zderzaka. Skasowali mnie na lepszą flaszkę, ale zyskałem spokój. Owe pancerze są mocowane z japońską precyzją za pomocą nakrętek z drucianymi wąsami, pozwalającymi je dokręcić w miejscach niedostępnych dla skontrowania zwykłym kluczem. Niestety, jakość samych wąsów jest mniej wiarygodna niż wąsacza z Gdańska i oczywiście urwą się przy pierwszej próbie odkręcenia pancerza, celem wymiany oleju w silniku. Zaprawdę trzeba mieć złodziejsko zwinne i delikatne łapy, by jakoś to wszystko poskładać, jak wąsy odpadną - to nie jest auto dla przeciętnego Kowalskiego, bardziej od parlamentarzysty w górę. Poradziłem sobie z wąsami, poprzez wycięcie dziury do spuszczania oleju w tym upierdliwym do demontażu opancerzeniu. Jakość blachy i lakieru użytej do produkcji tegoż zabezpieczenia, dorównuje przeciętnemu japońskiemu pancernikowi, oczywiście leżącemu na dnie, minimum siedemdziesiąt lat? Montaż takiego złomu pod tylnym mostem, kosztował mnie urwanie wtyczki do czujnika temperatury, co wyszło po czasie w postaci czerwonego napisu w dolnej lewej części kontrolek, ale to już inna opowieść. Nie myślcie, że narzekam, ja twierdzę, że Subaryna jest tak niezawodnym cudem techniki, że gdyby nieautoryzowane serwisy, nigdy by się nie zepsuła i chłopaki na ryż by nie zarobiły.
  9. Nie płacz Kolego, ponieważ przełożenia owego reduktora są tak dobrane, że właściwie nie wiadomo, po co on tam jest. Tzn. wiadomo, że po to by np. udawać zrywność i moc, jakbyś chciał kiedyś sprzedać komuś to cacuszko i wystrzelić na światłach. W terenowej rzeczywistości taki reduktor niewiele pomaga i z powodzeniem może go zastąpić odpowiednio dobrany bieg jedynki. Prawdziwy sensowny reduktor powinien być dublem tego montowanego, czyli albo dwie wajchy na kanale, albo więcej rozumku w żółtym łepku
  10. Czołem! Oficjalnie jestem wredny ale prywatnie to dusza człowiek Połowę mojego Subaru Forester dosiada baba
×
×
  • Dodaj nową pozycję...